Warsztaty „Uchwyć najlepszy moment”

Rozpocznę i zakończę Festiwalem Światła Skyway.

Tak się złożyło, że zdjęciem „księżyca” z pierwszej edycji Skyway’a wygrałem aparat Panasonic LUMIX TZ20 wraz z warsztatami fotograficznymi w Warszawie.

Ekipa z GRUPY FOTOTERMINAL, którą będę bardzo ciepło wspominał, prowadząca zajęcia zaznajomiła nas z kompaktem Panasonika i zabrała na Pragę. Wypad na miasto okazał się udany, a kreatywne pokłady energii w naszej grupie zostały wykorzystane. Niedzielne wojaże dały okazję do stworzenia kolejnej galerii zdjęć – „Uchwyć najlepszy moment”.

Czy warto kupić TZ20? Odpowiedzcie sobie na pytanie oglądając zdjęcia. Mi się spodobały bardzo tryby zdjęć „fotografia otworkowa” oraz „efekt piaskowania”. Sam aparat wydaje się nieco lepszy od używanego przeze mnie wcześniej kompaktu Sony HX5V, chociaż nie jest to jego bezpośredni konkurent. A poważne testy jeszcze przed Panasonikiem. Metal Hammer Festival nadchodzi :)

Kończąc, zapraszam amatorów fotografii na kolejny Skyway. Zarezerwujcie sobie od 9-tego do 13-tego sierpnia. Będzie okazja, do zrobienia kolejnych fajnych zdjęć.

Rod Stewart na Motoarenie – czyli Toruń też potrafi

To co mi się cały czas kojarzyło z fajnym koncertem, to podróż (przede wszystkim Chorzów, Katowice, Warszawa). Od powstania Motoareny w Toruniu trochę czasu minęło. Miała służyć nie tylko żużlowcom, ale i wydarzeniom kulturalnym. Z początku była to tylko teoria, ale to już przeszłość.

O ile koncert José Carrerasa nie był debiutem najwyższych lotów, o tyle występ Roda Stewarta pokazał, że Toruń potrafi i ma gdzie organizować widowiskowe koncerty muzycznych gwiazd.

Organizacja, nagłośnienie, catering były bardzo dobre jak na polskie standardy (z zagranicznymi koncertami póki co nie mam porównania). Samo wydarzenie wzbudziło również zainteresowanie mediów, gwiazd polskiego kina, sportu, show biznesu. Jak się okazuje, nie jesteśmy na tej mapie tacy niewidzialni, jak niektórzy próbują usilnie udowodnić.

A sam koncert? Fantastyczny. Rod Stewart w świetnej formie, wsparty bardzo dobrym zespołem (płeć piękna do tego niezwykłej urody), dał wspaniały koncert. Mimo swojego wieku ciągle wielki i nie odcinający kuponów od dawnej sławy, jak mogłoby się niektórym wydawać. No i ta świetnie bawiąca się publiczność (nie tylko starsi fani, ale i młodzież, jak się okazało doskonale znająca repertuar artysty). Tańce i śpiewy na płycie i trybunach przez cały wieczór. Świadkiem większej zabawy byłem chyba tylko na koncercie Seala w Sali Kongresowej.

Tak więc, Toruń potrafi, ma zaplecze i zdolności organizacyjne nie gorsze od dużych polskich miast. Jestem pewien, że czeka nas na toruńskiej Motoarenie jeszcze niejedno niezapomniane wydarzenie muzyczne.

PS
Marzy mi się festiwal rockowy i Accept jako gwiazda wieczoru. Niemcy wsparci Markiem Tornillo przywrócili zespołowi dawną świeżość i moc. W sam raz na metalowy show na Motoarenie. Kto wie, może się kiedyś doczekam?

PS2
Jedno małe „ale”. Na środku płyty powinien być jeden dodatkowy telebim, albo i dwa.

PS3
I garść amatorskich fotek z tego i innych koncertów.

Unibax, czy Apator – oto jest pytanie

Bycie kibicem, to jak przynależność do rodziny. I chociaż kibice mogą się ze sobą nie rozumieć, nie zgadzać, po prostu różnić, tak zawsze będą wiedzieli, że są razem, po jednej stronie barykady i zawsze znajdą wspólny język, więź identyfikując się z tym co dla nich ważne, co sprawia, że są kibicami – nazwa klubu, jego historia, barwy, sportowe emocje.

Toruński kibic żużlowy nie ma łatwo. „Utracił” jeden z tych wspólnych elementów. Może nawet ten najważniejszy – nazwę klubu. Coś z czym kolejne pokolenia się identyfikowały, jedno proste słowo które dawało zrozumienie – „Apator”. Życie tak się potoczyło, że nie pozostaliśmy Stalą, tak jak inni pozostali Wisłą, Legią, Pomorzaninem, Hutnikiem, Włókniarzem, czy Unią. Neutralną nazwę klubu zajęła nazwa sponsora. I nazwa ta, tak zakorzeniła się w świadomości toruńskich kibiców, że przestała być nazwą firmy, lecz utrwaliła się jako ta jedyna ważna dla kibica nazwa klubu.

Apator SA opuścił klub, pojawił się Unibax i dziś tak nazywa się toruński klub. Kibice zrzeszeni w Stowarzyszeniu Net Fans Speedway Toruń chcą powrotu do nazwy KS Apator Toruń. I tu powstaje pytanie, czy w dzisiejszych realiach jest to dobrym pomysłem?

Redaktor Rzekanowski przypomina analogiczną sytuację toruńskiego klubu piłkarskiego Elany Toruń. Wspomina o zastrzeżonych znakach, prawach do nazwy i logo itp. Jest tylko jedno małe „ale”. Apator to nie nazwa firmy, to nazwa klubu żużlowego. To nasze lokalne dobro kulturowe, do którego prawa mają wszyscy torunianie, tak jak i klub do swojej, co by nie mówić, historycznej nazwy. Apator zakorzenił się mocno w sercach i głowach nie tylko torunian, ale i wielu kibiców i zawodników z innych ośrodków żużlowych. Dlatego, gdyby Apator SA próbował walczyć o odebranie klubowi i kibicom praw do tożsamości toruńskiego klubu żużlowego, wierzę, że w sądzie by poległ.

Ale też sam Unibax po przejęciu klubu walczył i odcinał się jak mógł od „Apatora”. Z czasem klubowi włodarze zmienili swoje nastawienie. Zrozumieli, że doping na stadionie, to fajna atmosfera, że przecież tak właściwie flaga z hasłem „Apator”, czy głośne „Apator, Apator” wydobywające się z setek gardeł nie odbierają nic Unibaksowi. Kibiców się nie zmieni. Żeby Unibax zakorzenił się w sercach kibiców tak jak Apator, musi odnosić większe sukcesy, tworzyć większą więź z kibicami i być z nimi równie długo co poprzedni sponsor. Nie lada wyzwanie, ale na siłę niczego się nie zmieni.

Żyjemy jednak w czasach, w których sponsorując jakiś klub i wchodząc do jego nazwy chce się osiągnąć określone cele. I tu powstaje największy dylemat. O ile zawsze uważałem, że klub powinien wspierać kibiców w podtrzymywaniu apatorowskich tradycji, powinien produkować historyczne pamiątki, szaliki itd. nawiązujące do Apatora, o tyle nazwa klubu powinna pozostać w rękach sponsora.

Dlaczego? To tu sponsor realizuje swoje cele. Na rynku globalnym. W wiadomościach sportowych, podczas transmisji, we wszelkich mediach. Sukcesy klubu, krążąca w środowisku dobra opinia o nim przekładają się na opinię o tytularnym sponsorze. Firma Unibax będzie kojarzona jako solidna dzięki sukcesom klubu. By to osiągnąć musi być jednak w jego nazwie. Czy ktoś by wiedział w Polsce o Unibaksie, gdyby w wiadomościach sportowych powiedziano, że KS Apator Toruń pokonał w finale ekstraligi Unię Leszno? Nie.

Ważne jest, by obie strony rozumiały w jakim położeniu się znajdują. Klub powinien wspierać kibicowskie inicjatywy związane z historyczną nazwą „Apator”, nie powinien się bać historii, lecz samemu ją pielęgnować. Kibice zaś powinni rozumieć jakie cele dzięki istnieniu w nazwie klubu tytularny sponsor osiąga i powinni ją pozostawić taką jaka jest.

Kibice Apatora. Wróżąc z fusów popatrzmy przez chwilę w przyszłość. Unibax wraca do historycznej nazwy KS Apator Toruń, po roku rezygnuje ze wspierania klubu. Zaczyna się gorączkowe szukanie nowego sponsora i pojawia się problem. „Dlaczego mamy sponsorować ten klub? Przecież kibice będą walczyć z nową nazwą klubu, tak jak to zrobili z Unibaksem. A jak nie będziemy w nazwie klubu, to jaki niby mamy mieć w tym interes?” Prawda, że mogłoby tak być? To może być bardzo dotkliwe w skutkach posunięcie, jeśli Roman Karkosik zdecyduje się wycofać z żużla.

Ale mamy jeszcze coś, co w naszej tożsamości jest równie ważne. To nasze żłóto-niebiesko-białe barwy. Budując stadion miasto zakpiło z kibiców. Obiekt przeznaczony podobno dla nas i dla naszego klubu stracił te barwy. Podobno „biały” się bardziej brudzi. Na innych stadionach jakoś biały koloru nie zmienił. Może o to warto powalczyć? Przecież niezależnie od tego, czy będzie nazywać się Stal, Apator, Unibax, jeszcze inaczej, zawsze będziemy żółto-niebiesko-biali.

Walczmy o to, co nie szkodzi klubowi i nie godzi w interesy strategicznego sponsora.

PS
Kiedyś byłem przeciwny pomysłowi ul. Pera Jonssona (inicjatywa Stowarzyszenia „Krzyżacy”). Po czasie doszedłem jednak do wniosku, że niepotrzebnie przeciwko tej inicjatywie oponowałem i szukałem „lepszego rozwiązania”. To przecież właśnie kawał naszej historii i to, co nosimy w sercu. A nikt przecież nie powiedział, że to jedyna taka akcja. Jestem pewien, że z czasem toruńscy kibice uhonorują i innych zawodników tworzących historię naszego klubu. Właśnie takich inicjatyw potrzebuje toruński żużel. Bo dzięki nim pokazujemy, co nosimy w sercu, bo dzięki nim historia będzie pielęgnowana, bo dzięki nim władze klubu mają świadomość, że speedway w Toruniu nie rozpoczął się jesienią 2006 roku.

Są to też inicjatywy, które w żaden sposób nie godzą w interesy sponsorów, a więc i klubu.

A zmiana nazwy? Pozostanie problematyczna i osobiście będę jej przeciwny, o ile Roman Karkosik nie obieca wieczystego wsparcia dla toruńskiego żużla przy jednoczesnym zrzeczeniu się sponsorskiej nazwy, na rzecz tej, którą w sercach nosimy.