Bycie kibicem, to jak przynależność do rodziny. I chociaż kibice mogą się ze sobą nie rozumieć, nie zgadzać, po prostu różnić, tak zawsze będą wiedzieli, że są razem, po jednej stronie barykady i zawsze znajdą wspólny język, więź identyfikując się z tym co dla nich ważne, co sprawia, że są kibicami – nazwa klubu, jego historia, barwy, sportowe emocje.
Toruński kibic żużlowy nie ma łatwo. „Utracił” jeden z tych wspólnych elementów. Może nawet ten najważniejszy – nazwę klubu. Coś z czym kolejne pokolenia się identyfikowały, jedno proste słowo które dawało zrozumienie – „Apator”. Życie tak się potoczyło, że nie pozostaliśmy Stalą, tak jak inni pozostali Wisłą, Legią, Pomorzaninem, Hutnikiem, Włókniarzem, czy Unią. Neutralną nazwę klubu zajęła nazwa sponsora. I nazwa ta, tak zakorzeniła się w świadomości toruńskich kibiców, że przestała być nazwą firmy, lecz utrwaliła się jako ta jedyna ważna dla kibica nazwa klubu.
Apator SA opuścił klub, pojawił się Unibax i dziś tak nazywa się toruński klub. Kibice zrzeszeni w Stowarzyszeniu Net Fans Speedway Toruń chcą powrotu do nazwy KS Apator Toruń. I tu powstaje pytanie, czy w dzisiejszych realiach jest to dobrym pomysłem?
Redaktor Rzekanowski przypomina analogiczną sytuację toruńskiego klubu piłkarskiego Elany Toruń. Wspomina o zastrzeżonych znakach, prawach do nazwy i logo itp. Jest tylko jedno małe „ale”. Apator to nie nazwa firmy, to nazwa klubu żużlowego. To nasze lokalne dobro kulturowe, do którego prawa mają wszyscy torunianie, tak jak i klub do swojej, co by nie mówić, historycznej nazwy. Apator zakorzenił się mocno w sercach i głowach nie tylko torunian, ale i wielu kibiców i zawodników z innych ośrodków żużlowych. Dlatego, gdyby Apator SA próbował walczyć o odebranie klubowi i kibicom praw do tożsamości toruńskiego klubu żużlowego, wierzę, że w sądzie by poległ.
Ale też sam Unibax po przejęciu klubu walczył i odcinał się jak mógł od „Apatora”. Z czasem klubowi włodarze zmienili swoje nastawienie. Zrozumieli, że doping na stadionie, to fajna atmosfera, że przecież tak właściwie flaga z hasłem „Apator”, czy głośne „Apator, Apator” wydobywające się z setek gardeł nie odbierają nic Unibaksowi. Kibiców się nie zmieni. Żeby Unibax zakorzenił się w sercach kibiców tak jak Apator, musi odnosić większe sukcesy, tworzyć większą więź z kibicami i być z nimi równie długo co poprzedni sponsor. Nie lada wyzwanie, ale na siłę niczego się nie zmieni.
Żyjemy jednak w czasach, w których sponsorując jakiś klub i wchodząc do jego nazwy chce się osiągnąć określone cele. I tu powstaje największy dylemat. O ile zawsze uważałem, że klub powinien wspierać kibiców w podtrzymywaniu apatorowskich tradycji, powinien produkować historyczne pamiątki, szaliki itd. nawiązujące do Apatora, o tyle nazwa klubu powinna pozostać w rękach sponsora.
Dlaczego? To tu sponsor realizuje swoje cele. Na rynku globalnym. W wiadomościach sportowych, podczas transmisji, we wszelkich mediach. Sukcesy klubu, krążąca w środowisku dobra opinia o nim przekładają się na opinię o tytularnym sponsorze. Firma Unibax będzie kojarzona jako solidna dzięki sukcesom klubu. By to osiągnąć musi być jednak w jego nazwie. Czy ktoś by wiedział w Polsce o Unibaksie, gdyby w wiadomościach sportowych powiedziano, że KS Apator Toruń pokonał w finale ekstraligi Unię Leszno? Nie.
Ważne jest, by obie strony rozumiały w jakim położeniu się znajdują. Klub powinien wspierać kibicowskie inicjatywy związane z historyczną nazwą „Apator”, nie powinien się bać historii, lecz samemu ją pielęgnować. Kibice zaś powinni rozumieć jakie cele dzięki istnieniu w nazwie klubu tytularny sponsor osiąga i powinni ją pozostawić taką jaka jest.
Kibice Apatora. Wróżąc z fusów popatrzmy przez chwilę w przyszłość. Unibax wraca do historycznej nazwy KS Apator Toruń, po roku rezygnuje ze wspierania klubu. Zaczyna się gorączkowe szukanie nowego sponsora i pojawia się problem. „Dlaczego mamy sponsorować ten klub? Przecież kibice będą walczyć z nową nazwą klubu, tak jak to zrobili z Unibaksem. A jak nie będziemy w nazwie klubu, to jaki niby mamy mieć w tym interes?” Prawda, że mogłoby tak być? To może być bardzo dotkliwe w skutkach posunięcie, jeśli Roman Karkosik zdecyduje się wycofać z żużla.
Ale mamy jeszcze coś, co w naszej tożsamości jest równie ważne. To nasze żłóto-niebiesko-białe barwy. Budując stadion miasto zakpiło z kibiców. Obiekt przeznaczony podobno dla nas i dla naszego klubu stracił te barwy. Podobno „biały” się bardziej brudzi. Na innych stadionach jakoś biały koloru nie zmienił. Może o to warto powalczyć? Przecież niezależnie od tego, czy będzie nazywać się Stal, Apator, Unibax, jeszcze inaczej, zawsze będziemy żółto-niebiesko-biali.
Walczmy o to, co nie szkodzi klubowi i nie godzi w interesy strategicznego sponsora.
PS
Kiedyś byłem przeciwny pomysłowi ul. Pera Jonssona (inicjatywa Stowarzyszenia „Krzyżacy”). Po czasie doszedłem jednak do wniosku, że niepotrzebnie przeciwko tej inicjatywie oponowałem i szukałem „lepszego rozwiązania”. To przecież właśnie kawał naszej historii i to, co nosimy w sercu. A nikt przecież nie powiedział, że to jedyna taka akcja. Jestem pewien, że z czasem toruńscy kibice uhonorują i innych zawodników tworzących historię naszego klubu. Właśnie takich inicjatyw potrzebuje toruński żużel. Bo dzięki nim pokazujemy, co nosimy w sercu, bo dzięki nim historia będzie pielęgnowana, bo dzięki nim władze klubu mają świadomość, że speedway w Toruniu nie rozpoczął się jesienią 2006 roku.
Są to też inicjatywy, które w żaden sposób nie godzą w interesy sponsorów, a więc i klubu.
A zmiana nazwy? Pozostanie problematyczna i osobiście będę jej przeciwny, o ile Roman Karkosik nie obieca wieczystego wsparcia dla toruńskiego żużla przy jednoczesnym zrzeczeniu się sponsorskiej nazwy, na rzecz tej, którą w sercach nosimy.