Unibax 2011 – marketing

Z cyklu „Unibax 2011 – …” – marketing.

To, że Unibax pokpił sprawę i dał o sobie zapomnieć poprzedniej zimy odczuliśmy na stadionie aż nadto. Pewne ruchy marketingowe, próba sprzedaży żużla jako produktu w trakcie sezonu też się nie powiodła. Bo i nie miała prawa. Klub tak naprawdę niewiele zrobił.

Nie wiem, czy Unibax współpracuje z jakąś agencją reklamową, czy ma własny rozbudowany dział marketingu. Sądząc po tym, co robił do tej pory, chyba nie. Powinien to zmienić jak najszybciej. Ale i sam może podjąć pewne działania.

Właśnie teraz, bo sezon 2011 się rozpoczął. Nie w kwietniu 2011 roku, a we wrześniu/październiku 2010.

Wierni kibice będą zawsze. Ale Motoarena to 15 tysięcy miejsc. O tych 10 tysięcy widzów trzeba walczyć. Reklamować się, przypominać o tym, że taki klub jak Unibax istnieje, o tym, że żużel to emocjonujący sport. Trzeba pokazać widzom, że chce się ich na stadionie ugościć.

Pora wejść do… galerii handlowych. Nie mamy ich w Toruniu dużo. Wystawić stoiska z motorami i sympatycznymi hostessami. Pozwolić kibicom, szczególnie dzieciom, pozować do zdjęć na żużlowych maszynach. Nie każdy ma czas i okazję trafić do parkingu po zawodach czy treningu. A to świetna okazja, by dzieci dobrze się bawiły, myślały o klubie i swoich sportowych idolach. Chociaż raz w miesiącu, a najlepiej to raz w tygodniu sprowadzić na takie stoisko któregoś z naszych zawodników, by kibice mogli z nim porozmawiać, pozować do zdjęć, otrzymać autografy. To buduje relacje kibic-zawodnik.

W tle jakiś telewizor ze zmontowanymi klipami z Motoareny. Niech ludzie mijający klubowe stanowisko zobaczą jakie emocje towarzyszą speedwayowi.

Konkursy, konkursy i jeszcze raz konkursy. Na stanowiskach w galeriach, w mediach toruńskich (gazetach, rozgłośniach radiowych, lokalnych telewizjach, portalach internetowych). Jak kilkudziesięciu torunian dostanie w prezencie na święta karnet na nowy sezon na pewno się ucieszy. Może na kolejny rok sami kupią? Może zabiorą na mecz swoich znajomych. A i dla innych będzie to znak, że Unibax potrzebuje kibiców i coś dla nich robi.

Już w nowym roku potrzebna jest prezentacja drużyny. Z pompą, dobrze wyreżyserowana, z udziałem całego zespołu, zaproszonymi wszystkimi liczącymi się mediami… i oczywiście kibicami. Nawet jak będą tylko najwierniejsi i w sile 200 osób. Warto. Żeby było o czym pisać, żeby rozpocząć przedsezonowe prognozy, pokazać zwartą i gotową do walki drużynę.

Dobrze by było, gdyby w tym czasie strona internetowa Unibaksu przybrała nowoczesną formę. By w ogóle wykorzystać potencjał jaki niesie ze sobą Internet. Dobrym krokiem jest newsletter i profil na Facebooku, ale to wciąż mało. Można otworzyć klubowy kanał na YouTube, umieszczać na nim archiwalne biegi, własne nagrania z wywiadami, relacjami z zawodów. Może jakiś cotygodniowy magazyn?

Gadżety i odzież klubowa, to też temat zaniedbany. Na wspomnianym facebookowym profilu znalazł się wpis sugerujący, że „jest szansa” i na sklepik klubowy i na gadżety. Tu nie powinno być mowy o szansie. To trzeba po prostu zrobić. Z dobrym sklepem online zintegrowanym ze stroną, z fajnymi gadżetami, z ubraniami. Zarówno kolorowymi typowo stadionowymi, jak i takimi z klasą, w których i do restauracji się nie powstydzimy pójść (np. białe polo z herbem klubu). I oby tak to właśnie wyglądało.

To tylko garść najprostszych i najszybszych do wprowadzenia rozwiązań jakie przychodzą do głowy. Nawet jak weszłyby w życie, w pewnym momencie ich formuła się wyczerpie. Dlatego tak ważne jest, by Unibax miał silne zaplecze marketingowe, by w każdym sezonie czymś zaskoczył, by każda zima była ciekawa dla kibica. By kibice czuli obecność klubu na każdym kroku przez cały rok.

Unibax 2011 – Jacek Gajewski

Już dawno chciałem napisać, co mnie boli i jakie są powody niskiej frekwencji na meczach Unibaksu Toruń, jednak w trakcie sezonu ciężko mi się było za to zabrać, chociaż już tekst był gotowy, bo nie bardzo miałem ochotę „kopać” moją ukochaną drużynę (dyskusje na forach się nie liczą). Ale chyba pora zacząć i zaczynam… cykl artykułów z serii „Unibax 2011 – …”.
Jacek Gajewski powrócił do Torunia wraz z nastaniem ery Unbiaksu. Pełni w klubie funkcję managera. Nie wiem do końca z czym to się wiążę, może Pan Jacek pełni ważną rolę przy podpisywaniu kontraktów, czy pozyskiwaniu sponsorów. Jeśli tak, mam nadzieję, że robi to dobrze i będzie się zajmował tym w przyszłości.

Wiem za to, co Jacek Gajewski robi na pewno. Prowadzi drużynę „toruńskich Aniołów” w rozgrywkach Speedway Ekstraligi. I według mnie zupełnie nie odnajduje się w tej roli. Niestety ze szkodą dla toruńskiej drużyny, a co gorsza toruńskich juniorów. Konsekwencje tego odbijają się na zespole nie tylko w poszczególnych spotkaniach, ale dadzą o sobie znać również w przyszłości.

Następcy Krzyżaniaka, Kowalika, Jagusia nie rodzą się codziennie. Dwóch pierwszych już na żużlu się nie ściga. Wiesław Jaguś powoli zbliża się do końca swojej kariery. Adrian Miedziński zamiast robić postępy zatraca się w przeciętności, a Karol Ząbik po drodze zgasł zupełnie. I tak z czasów Apatora Toruń, drużyny uwielbianej przez kibiców, m.in. za to, że jeździła wychowankami, pozostaje powoli wspomnienie. Era Unibaksu, to coraz liczniejsza armia zaciężna, odbierająca miejsce w składzie toruńskim wychowankom (mimo widocznych postępów i niekiedy osiągnięć godnych ekstraligowego zespołu). I tak trenerska praca Jana Ząbika skutecznie torpedowana jest właśnie przez „postać” Jacka Gajewskiego.

To Jacek Gajewski z uporem maniaka stawia na obcokrajowców, czy już wykreowane gwiazdy toruńskiego klubu. Nawet mimo ich fatalnej dyspozycji. I nie chodzi tylko o wczorajszy półfinałowy mecz z Unią Leszno. Chociaż Emil Pulczyński zaprezentował się bardzo dobrze w swoim pierwszym starcie – myślał, wybierał dobre ścieżki w efekcie zdobył pozycję – musiał się spakować po pierwszym starcie. Nieważne było, że Adrian Miedziński popełniał fatalne błędy na trasie i to on powinien być zastępowany przez Warda. Dla managera ważne było, że Emil Pulczyński nie wygrał pierwszego biegu, więc do walki się nie nadawał. Niechęć Jacek Gajewski toruńskiemu juniorowi okazywał już wcześniej. Poprzedni pojedynek z Unią Leszno Pulczyński rozpoczął dwoma zwycięstwami. Po jednej wpadce w trzecim starcie stracił miejsce w składzie. Dziwne? Podobnie mogłoby być w rekordowym dla Emila meczu przeciwko wrocławskiej drużynie. Torunianin po dwóch zwycięstwach zaliczył małą wpadkę przywożąc jeden punkt. Efekt? Zmiana, na szczęście presja kibiców, oraz niewykorzystana przez Warda szansa doprowadziły do ponownych startów Emila. A czy Pulczyński już wcześniej mógł osiągnąć formę i umiejętności umożliwiające mu objeżdżanie Jasona Crumpa i robienie w meczu play-off 13 punktów? Pewnie tak, gdyby Jacek Gajewski dawał mu szansę na jazdę. Było kilka takich spotkań. Nie we wszystkich błyszczał Darcy Ward, a już na pewno odmówić Pulczyńskiemu startu nie można było w pojedynkach, w których Unibax się zwyczajnie kompromitował. Żaden doświadczony zawodnik naszej drużyny nie jechał dobrze (chociażby porażki w Lesznie i Zielonej Górze).

Trudno powiedzieć, by Jacek Gajewski uwziął się na Emila Pulczyńskiego. Po prostu „ten typ tak ma”. W sezonie 2007 w finałowych pojedynkach z „leszczyńskimi Bykami” ofiarą managera był Alan Marcinkowski. Mimo dobrego występu w Lesznie (5 punktów, 2 dobre starty, trzeci nieudany i od razu zmiana). W rewanżu w Toruniu oglądał z parku maszyn występy zakontraktowanego na ostatnią chwilę Steve’a Johnstona. Doprawdy zadziwiające./p>

Reasumując.

Jackowi Gajewskiemu brak charyzmy, by w nieudanych meczach zastępować „gwiazdy” juniorem, by ten nabierał doświadczenia.

Brak mu też odwagi, by na juniora, który pokazał się z dobrej strony, stawiać w meczach o stawkę.

Jacek Gajewski nie tylko „przegrywa” przez to niektóre mecze, jak ten wczorajszy chociażby, ale i blokuje rozwój zawodników. Zawodników, którzy mogliby stanowić w przyszłości o sile tej drużyny. Pora ustąpić i oddać prowadzenie zespołu Janowi Ząbikowi!