Kubełek niesmaku

Przeważnie z przyjaciółką kupujemy „Kubełek Hot Wings” na czas transmisji z zawodów żużlowych. Ostatnio również postanowiliśmy się posilić przysmakiem z KFC podczas relacji z turnieju o Złoty Kask. Niestety zawody odwołano. Nie to jednak było tego dnia najgorsze.

Czasem czyta się historie jak to ktoś znalazł coś dziwnego w tego typu jedzeniu. A to grzebień koguta, a to śrubkę, czy coś innego, czego się człowiek nie spodziewa. Nasz „Kubełek Hot Wings” wydawał się z początku jedynie niedopieczony. No ale jako zagrycha do piwa jako tako spełniał swoją rolę. W miarę jedzenia jednak niesmak się zwiększał, a dobiło nas ostatecznie wystające ze skrzydełka pióro.

Na tym zakończyła się zapewne nasza przygoda z KFC. Dziwne, jak taka jedna rzecz może przywołać niepożądane odruchy wymiotne na myśl o jedzeniu.

Play – kompetentni inaczej

To takie proste, zresztą wiecie sami, znacie reklamy.

A było tak.

12. sierpnia udałem się do salonu sieci Play chcąc podpisać umowę i przenieść numer z Simplusa. Salon ma stanowiska do obsługi dwóch klientów, jednak już na początku mojej wizyty jeden z pracowników zakończył pracę pozostawiając jedną osobę do obsługi interesantów. Tych było przede mną dwóch. Odstałem mniej więcej dwie godziny zanim nadeszła moja kolej. Wydaje mi się to długo, ale tylko zgaduję. Może wszędzie tak jest? Dość szybko wybrałem telefon, byłem zdecydowany na konkretny abonament, ale też zostałem poinformowany, że przed przeniesieniem numeru powinienem uaktualnić swoje dane w Plusie. To też uczyniłem. Udałem się w tym celu do salonu Plusa i w pięć minut zaktualizowałem dane. Po powrocie do salonu Play podpisałem umowę (oczywiście czekając, aż kolejny klient zostanie obsłużony, co trwało jakieś pół godziny), wziąłem telefon i zadowolony udałem się do domu. W końcu resztę formalności załatwią za mnie.

Po tygodniu, 19. sierpnia, otrzymałem wiadomość sms informującą „Twój operator zgłosił nam problem z przeniesieniem numeru. Skontaktuj się ze Swoim operatorem oraz odwiedź Salon Play w celu wyjaśnienia nieprawidłowości”. Ach te formalności! Po rozmowie telefonicznej z konsultantem Plusa dowiedziałem się, że dane na wniosku przeniesienia numeru do sieci Play są niezgodne z tymi w Simplusie. Konkretnie problem polegał na tym, że we wniosku był podany mój nr PESEL, zaś w Plusie nie miałem go podanego, ponieważ ich sieć tego nie wymaga. Konsultant poradził mi, bym w Play złożył nowy wniosek bez numeru PESEL. W salonie powiedzieli mi jednak, że Play wymaga PESEL i muszę kolejny raz uaktualnić dane w Plusie. To też uczyniłem i wróciłem znów do salonu Play chcąc złożyć nowy wniosek o przeniesienie numeru. Tam, jedyny pracownik ( a jakże!) poinformował mnie, że moje poprzednie zgłoszenie jest wciąż otwarte i zostanie zamknięte w ciągu 48 godzin ( jeśli mnie pamięć nie myli).

W sobotę (22. sierpnia) otrzymałem telefon z Play, z zapytaniem o zaistniały problem. Cóż, już raz wyjaśniałem w salonie, że problemem był brak numeru PESEL, ale postanowiłem poinformować po raz kolejny pracownika Play, w czym rzecz i że już to w środę wyjaśniłem na miejscu. Wszystko fajnie, to oni mnie zapraszają do siebie na ponowne podpisanie wniosku o przeniesienie numeru.

W tym celu udałem się w poniedziałek 24. sierpnia do mojego „ulubionego” salonu Play. Znów zastałem tylko jednego pracownika, odczekałem aż obsłuży klienta i poinformowałem, że jestem, by złożyć nowy wniosek o przeniesienie numeru. Moja wizyta była bardzo krótka i bezowocna. Okazało się bowiem, że poprzedni wniosek nie został zamknięty. Tak sobie był i był, chociaż wcześniej na miejscu, później telefonicznie, wyjaśniałem co się stało. Tenże pracownik zadzwonił, w odróżnieniu od tego poprzedniego, do kogoś ważniejszego od siebie i poprosił o anulowanie poprzedniego wniosku. Poinformował mnie również, że wniosek zostanie zamknięty w ciągu 48 godzin i żebym najlepiej przyjechał jeszcze raz w piątek rano. Wyższa matematyka.

W reklamach wszystko ładnie i pięknie, wszystkie formalności załatwią za mnie, wystarczy jedna wizyta. Szkoda, że pracownicy Play, chociaż powinno im zależeć na szybkim i bezproblemowym pozyskiwaniu klientów, nie informują ich o tym, by w Plusie uzupełnić dane o nieobowiązkowy tam numer PESEL. Szkoda również, że po dwukrotnym poinformowaniu ich o załatwieniu sprawy w Plusie i wskazaniu źródła problemu nie pamiętali, by anulować poprzedni wniosek. Szkoda, że przez to wszystko czeka mnie jeszcze jedna (?) wizyta w salonie Play.

Mam nadzieję, że mój następny operator komórkowy będzie miał bardziej kompetentnych pracowników.

Seriale dla nikogo

Kiedyś, dawno temu, kiedy byłem młodszy i kiedy istniały aż trzy programy, potrafiłem jeszcze oglądać seriale w telewizji. Obecnie, kiedy tych stacji niby jest całe mnóstwo, nie potrafię.

Z jednej strony pory emisji wielu seriali są poza zasięgiem przeciętnego widza, który zwyczajnie do pracy musi się wyspać, z drugiej nie oferuje się mu bloków powtórkowych o bardziej dogodnych porach. W ten sposób telewizji odpada pewne grono widzów i niektóre seriale tracą oglądalność. Jakby tego było mało, nie raz i nie dwa jakaś stacja, w której jeszcze próbowałem coś oglądać, z zaskoczenia przenosiła emisję na inny dzień czy też przerywała sezon w jego połowie (TVP2, Polsat, TVN w tym przodowały). Parę razy się tak sparzyłem, kolejnych razów nie będzie. Można się tłumaczyć, że marketing, pieniądze z reklam itd., a serial, który ma słabą oglądalność nie przynosi zysków. Może ja się na tym nie znam, ale niekoniecznie te same reklamy będą adresowane do fanów „Mody na sukces” i „Kryminalnych zagadek” czy „Bez śladu”. A do tego dochodzi zapewne fakt pojawienia się sfrustrowanych i zirytowanych konsumentów, którzy więcej razy nie nabiorą się na „emisję serialu”. Są jeszcze takie stacje jak Canal+ i HBO. Tam jeszcze się nie spotkałem z takimi niespodziankami i jeżeli trafi się coś wartego uwagi, pewnie zyskają telewidza. O ile nie okaże się, że pokażą serial po tym, jak został wydany na DVD i pojawił się w wypożyczalniach. Jednak komfort oglądania z płyty jest dużo większy i przyjemniej się ogląda nie czekając tydzień na kolejny odcinek.

Skoro już jesteśmy przy DVD, zawsze mnie zastanawiało kto kupuje te wszystkie seriale. Zadziwiają mnie ceny w granicach 150 zł za sezon, a czasem i wyższe. Niech ktoś mi odpowie, skąd na to wszystko może znaleźć pieniądze przeciętny polski konsument. Weźmy takie „Z archiwum X”, w Polsce pokazywane już i przez TVP2 i Polsat i TV4. Stary, pewnie większości widzom znany serial pojawił się w naszym kraju niedawno na DVD. Na Ceneo.pl najniższa cena jednego sezonu wynosi 149,90 zł. Przy 9. sezonach serialu to 1349,10 zł za całość, a przecież nie wszyscy widzowie korzystają ze sklepów internetowych. Sam zaglądając do klasycznych sklepów widziałem ceny za sezon tegoż serialu sięgające mniej więcej 190 zł. Czy nasi dystrybutorzy na głowę upadli? Kto to niby może kupić? Poza Romanem Karkosikiem trudno mi wskazać chętnych.

Kontynuując wątek seriali na DVD warto zwrócić uwagę na jakość. Jako fan „24 godzin” kiedyś nie wytrzymałem oczekiwania na kolejne odcinki w telewizji i pobiegłem do wypożyczalni. Wspomnę tutaj o pewnej ważnej według mnie kwestii. Filmy i seriale wydawane na płytach powinny posiadać wersje lektorskie i z napisami. O dubbingu tutaj nie wspomnę, bo Polacy i tak tego nie potrafią robić. Według mnie filmy, seriale, kino w ogóle powinno być dla wszystkich ludzi, młodych i starszych. Jedni chcą słyszeć oryginalną ścieżkę dźwiękową i korzystać z napisów, inni nie mogą z niej skorzystać, bo zwyczajnie mają słaby wzrok, wolniej czytają i oglądanie filmu/serialu staje się dla nich udręką. Niestety, w naszym kraju mało kiedy wydaje się filmy/seriale dla każdego. Tracą na tym wszyscy, bo i nie każdy konsument zechce nieodpowiadające mu wydanie kupić (nasi dystrybutorzy zacierają ręce z myślą o zysku, nieprawdaż?) i nie każdy widz nacieszy się swoim zakupem.

Pozostając przy „24 godzinach” – w jednym z pożyczonych przeze mnie sezonów, wybaczcie, nie pamiętam którym, pojawił się prolog do kolejnego. Tam, no cóż, nawet napisów nie było. Musiałem Mamie tłumaczyć każde zdanie – tak, tak, to nie tylko serial dla młodzieży, widać różnych widzów może zainteresować. To wszystko w cenie mniej więcej 150 zł za sezon. Nic dziwnego, że od miesięcy, jeśli nie lat, mijam te same, niszczejące już opakowania w salonach Empiku.

Ach, byłbym zapomniał: na pewno wszystkiemu winne jest piractwo!