Ekstralipa – apogeum

Jak z finału CenterNet Mobile Speedway Ekstraligi, imprezy, obok Grand Prix, najlepiej w TV promującej żużel zrobić cyrk i zniechęcić kibiców pokazano w tym sezonie w Zielonej Górze. Miało być wielkie święto, wyszła wielka kupa. Trener Falubazu, Piotr Żyto, zakpił sobie z kibiców w całej Polsce, sponsorów i telewizji. Zaczęło się od przygotowania przyczepnego toru mimo zapowiedzi niepewnej, deszczowej pogody. Zrozumiałym jest, że klub próbuje przygotowaniem toru pomóc swoim zawodnikom, jednak wszystko ma swoje granice, a dla każdego zdrowo myślącego prezesa klubu sportowego priorytetem powinno być rozegranie zawodów. To jest zawodowa liga, to są zobowiązania wobec sponsorów, telewizji, dziesiątek tysięcy kibiców w całej Polsce. Zielonogórzanie przeliczyli się szykując swój tor, spadł deszcz i było po zawodach. Niestety prawdziwy pokaz indolencji trener Żyto i jego współpracownicy pokazali po odwołanym pierwszym spotkaniu. Kompletny brak wiedzy o przygotowaniu nawierzchni, brak planu jej ratowania skutkowały choćby tak idiotycznymi pomysłami, jak palenie kilkunastu opon na torze w celu jego osuszenia.

Dziś po raz czwarty nie udało się rozegrać zawodów. Pomagał w przygotowaniu już nawet trener toruńskich żużlowców, Jan Ząbik. Mimo, że od czterech dni w Zielonej Górze nie padało, zawodnicy na próbnych przejazdach nie potrafili złamać motorów w łuku. Wygląda na to, że toru Falubazu zwyczajnie nie da się uratować w najbliższym czasie. Wszystko to przy biernej postawie sędziego i komisarza ligi, którzy w żadnym momencie nie zaznaczyli, że działacze z Zielonej Góry popełnili błędy, w skutek których do dziś nie można rozegrać spotkań finałowych. Tu panowie trzeba szybkich i twardych decyzji. Winnych musi spotkać kara, by kolejny raz nikt nie wystawiał na pośmiewisko żużla jako produktu, który podobno chce się sprzedać szerszej grupie odbiorców w Polsce, bo jeszcze kilka takich spotkań i żadna telewizja czy sponsor nie zechcą inwestować w nasze polskie żużlowe piekiełko.

Chodzą słuchy teraz o zmianie gospodarza pierwszego meczu. Chociaż Unibax Toruń w sportowej walce zapewnił sobie pierwsze miejsce rundzie zasadniczej i miał być gospodarzem finału, prawdopodobnie jako pierwszy ugości żużlowców w najbliższą niedzielę. Zadziwia mnie ten pomysł i jestem mu całkowicie przeciwny. Zielonogórzanie mieli czas przygotować tor, nie wykorzystali go – przez ich brak umiejętności nie można w nieskończoność ciągnąć finałów ligi. Trudno, w najgorszym razie trzeba zadecydować walkowera. W przeciwnym razie ciekawi mnie ile jeszcze raz toruńscy kibice będą przemierzać pół Polski na kolejny odwołany mecz, telewizja będzie zapraszać coraz pewnie mniejszą rzeszę kibiców przed telewizory. Promocja żużla?

Telekomunikacji Polskiej walka o klienta

„Rozumiem, dziękuję, do usłyszenia” – usłyszałem dziś po raz piąty w ciągu ostatnich mniej więcej trzech tygodni. Wszystko przez to, że pod koniec grudnia wygasa mi umowa o świadczenie usługi neostrada tp. Pracownicy TP dzwonią więc do mnie co i raz pytając, czy będę chciał przedłużyć umowę.

Zadziwia mnie podejście Telekomunikacji Polskiej do klientów. Pięciu różnych konsultantów dzwoni do mnie z tym samym pytaniem. O ile pierwszemu odpowiedziałem, że prawdopodobnie dalej będę korzystać z ich internetu (nie sprawdziłem wtedy jeszcze innych ofert), o tyle każdy kolejny konsultant usłyszał ode mnie, że jestem rozczarowany ich ofertą. Jako stały klient nie dostanę żadnej dodatkowej zniżki (a Internet w TP mam od początków SDI), do tego ceny nie są konkurencyjne w stosunku do np. mojej telewizji kablowej. Żaden z tych konsultantów nie zaproponował mi w takiej sytuacji niczego nowego, przyjął zwyczajnie do wiadomości, że TP straci klienta.

Razi mnie strasznie niekompetencja pracowników Telekomunikacji Polskiej. Żaden nie próbował mnie przekonać do pozostania z nimi, żaden nawet nie zaznaczył, że kolejny raz dzwonić do mnie z tą samą ofertą nie warto. Tak więc do grudnia spodziewam się jeszcze kilku telefonów od ludzi których stać jedynie na „Rozumiem, dziękuję, do usłyszenia”. Przestaje mnie jednak dziwić tak drogi Internet w TP – jakoś tę bandę darmozjadów trzeba utrzymać.

Kubełek niesmaku

Przeważnie z przyjaciółką kupujemy „Kubełek Hot Wings” na czas transmisji z zawodów żużlowych. Ostatnio również postanowiliśmy się posilić przysmakiem z KFC podczas relacji z turnieju o Złoty Kask. Niestety zawody odwołano. Nie to jednak było tego dnia najgorsze.

Czasem czyta się historie jak to ktoś znalazł coś dziwnego w tego typu jedzeniu. A to grzebień koguta, a to śrubkę, czy coś innego, czego się człowiek nie spodziewa. Nasz „Kubełek Hot Wings” wydawał się z początku jedynie niedopieczony. No ale jako zagrycha do piwa jako tako spełniał swoją rolę. W miarę jedzenia jednak niesmak się zwiększał, a dobiło nas ostatecznie wystające ze skrzydełka pióro.

Na tym zakończyła się zapewne nasza przygoda z KFC. Dziwne, jak taka jedna rzecz może przywołać niepożądane odruchy wymiotne na myśl o jedzeniu.